O pamięć nie o zemstę wołamy

O pamięć nie o zemstę wołamy

Jej kulminacją była tzw. krwawa niedziela – czyli masowa eksterminacja polskiej ludności cywilnej na Wołyniu w 1943 roku. Podczas uroczystości na Cmentarzu Centralnym zgromadzili się świadkowie tamtych tragicznych wydarzeń oraz kolejne pokolenia rodzin pochodzących z kresów wschodnich.

Wspomnienia i obrazy tamtych wydarzeń przez całe życie stały przed oczami tych co przeżyli tą rzeź. Pan Mieczysław Brocki, który miał wtedy 16 lat. Jeden z nielicznych ocalałych.

„To są wydarzenia nie do opisania. Mojego dziadka i babcię zabili butelkami po wódce. Ostrymi końcami bili ich po twarzy. Do dzisiaj nie wiadomo, gdzie zostali pochowani. Kości naszych rodaków rozrzucone są po całej wschodniej Ukrainie. W mojej rodzinie Ukraińcy wymordowali 25 osób.”

Oddziały UPA wspierane przez ludność ukraińską napadały na polskie osady. Mieszkańcy byli zabijani, a ich majątki rozkradane, dewastowane i podpalane. Nad ofiarami pastwiono się wyjątkowo brutalnie. Badacze wymieniają ponad 300 metod zabijania, a wśród nich m.in. skalpowanie, rozrywanie, wyłupywanie oczu, obcinanie kończyn czy wieszanie za wnętrzności. Nie oszczędzano również najsłabszych – niemowlęta i małe dzieci były nabijane na pal, przybijane do drzwi i ćwiartowane, a kobietom w zaawansowanej ciąży rozpruwano brzuchy i wlewano do środka wrzątek lub zaszywano żywe zwierzęta. Do dziś nie znamy dokładnej liczby ofiar zbrodni wołyńskiej. 

Plan eksterminacji – „oczyszczenia” Kresów Wschodnich II Rzeczypospolitej z ludności innej niż ukraińska, zapisano już w momencie powstania Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) w 1929 roku. Gdy pod koniec 1942 roku do życia powołano zbrojne ramię OUN – Ukraińską Powstańczą Armię (UPA) – plan wcielono w życie.

Z racji niedzieli większość Polaków uczestniczyła we mszach świętych. To właśnie wykorzystali ukraińscy zbrodniarze. Kościoły stały się jednym z głównych celów. Wiernych zamykano w świątyniach i je podpalano. W Chrynowie, Porycku, Zabłoćcach, Kisielinie, Krymnie czy Koniuchach to tylko niektóre z miejscowości w których palono Polaków w świątyniach. Następnego dnia prawosławni oprawcy obchodzili święto Apostołów Piotra i Pawła. Nie tylko nie przeszkadzało im to w dokonywaniu brutalnych mordów. W wielu prawosławnych cerkwiach odprawiono specjalne modły dziękczynne za udane akcje ekstremistyczne. Prawosławni duchowni niejednokrotnie błogosławili wychodzących na akcje. A powracających z rzezi wychwalano i stawiano za wzór. Analogiczne sytuacje mamy dzisiaj w Rosji.

Bandy UPA grasowały na Zamojszczyźnie (Hrubieszów, Strzyżów, Hrebenne, Horodło, Żmudź) jeszcze w II połowie 1950 roku i napadali na Polaków i ich gospodarstwa.  Polacy ratowali się wyrębując lasy, a nawet paląc je wzdłuż granicy. To był jedyny sposób by utrudnić przenikanie bojówek UPA na „rajdy do Polski”.

W Polsce ciągle wiele kontrowersji budzą uroczystości w Jedwabnem, ale o spalonych stodołach i kościołach wypełnionych Polakami na Ukrainie, w dalszym ciągu nic się nie mówi. Nie odbywają się żadne uroczystości upamiętniające ofiary ukraińskich zbrodni. Zbrodnia do dziś nierozliczona kładzie się cieniem i jest niezabliźnioną raną na stosunkach polsko-ukraińskich.

Share this content:

Opublikuj komentarz